Hinia latała sobie po domu w czapce Nepety (c) (wohoho szpan firmą cnie) w którą powtykała kocie uszy z konwentu żeby dziury na rogi nie były puste (jutro mamy helołin w szkole i nie mam się w co przebrać a jednak niepytanie to wystarczający powód żeby coś wymyślić) dobra konkrety tak tak wiem ale zrozumcie, to tylko ja
no więc, idę sobie do pokoju po cudowne kartki z JAKŻE CUDOWNEJ LITERATURY ANGIELSKIEJ (która w 1 klasie jest tylko debilnymi informacjami na temat GB) z której mam jutro CUDOWNĄ KARTKÓWKĘ i nie mam pojęcia czy cokolwiek umiem ale jest fajnie Patrzę na okno, a tam na parapecie coś leży. Malutkie takie. Podchodzę. Biedronka - Pauka! (do ) Chcesz biedronkę? - Nie chcę, boję się biedronek ( btw, ja też ) - No to co ja mam z nią zrobić? Po czym znów spojrzałam na parapet, a tam już dwie biedronki. Zaczęłam panikować (bo moje łóżko jest pod oknem D:) więc wyszłam z pokoju, Pauka przyniosła dwie szklanki - Masz, do tego je złap. No to łapię jedną. Okazało się, że druga jest żółta, to już wgl panika. - Ty, patrz na okno... Patrzę a tam jedna jeszcze siedzi. Łapię żółtą pod szklankę, pyknęłam szklanką taką świnkę którą mi yuki rok temu kupiła, a tam jej na uszach 2 biedronki siedzą D:. Patrzę znów na okno, a tam już 3 biedronki. Za chwilę doszła czwarta. Na skarbonce siedzą jeszcze dwie. Na firance z pięć. Akurat przyszedł tata więc zaczęłam mu piszczeć żeby je wywalił za okno bo ja się boję. Pod szklanką były już cztery biedronki. Poza szklanką... z dziesięć widocznych. Tata wyłapał je jakoś z parapetu, to było ich około 20, + były jeszcze na ramie okna (tak z 7 ich było) i na żabkach od firanki siedziało ich z 8 też. To było STRASZNE. W życiu, W ŻYCIU nie widziałam tylu biedronek
Po wyeliminowaniu sił wroga z pokoju uciekłam (dla pewności) do stołowego się uczyć. Moja siostra postanowiła sprawdzić, czy u niej nie ma biedronek, ale nie było. W stołowym też. Nikt nie pomyślał o kuchni Siedziałyśmy tak z pół godziny, aż juki postanowiła iść coś zjeść chyba. Za chwilę przylatuje - O BOŻE ONE SĄ W KUCHNI poszłam tam - faktycznie. Siedziały na firance, na ścianach, na oknie. Tata musiał się ich oczywiście pozbyć i zamknąć okno
A potem się okazało, że jakaś babka od nas z bloku mówiła ochroniarzowi, jak juki poszła do papierniczego, że u niej też pełno biedronek w domu
ZAWSZE POWTARZAM ŻEBY NIE OTWIERAĆ OKNA W MOIM POKOJU ALE NIE BO PO CO KTO SIĘ BĘDZIE SŁUCHAŁ a teraz sobie nie śpijcie po nocach i likwidujcie mi z pokoju śladowe ślady robactwa.