Tak w skrócie, na obozie z bardzo często wspominałyśmy stare kreskówki. To przez to, że w hiszpańskim chińczyku znalazłyśmy takie, hmm, gazetki, z Kodu Lyoko. I tak jakoś przypomniał mi się Oban i nabrałam ochoty, żeby go obejrzeć jeszcze raz. Ogólnie Oban jest anime, do którego wracam już kolejny raz, chyba trzeci. Jak leciał na jetixie, to oglądałam go z, chyba, jeszcze większym zapałem niż avatara. Mówię wam, masakra. Pamiętam, jak na sylwestra przyszła do mnie moja przyjaciółka i młodszy o jakieś 2-3 lata kolega. Siedzieliśmy przy oknie po północy i wykrzykiwaliśmy imiona postaci z Obana. Każdy oczywiście miał swój przydział, kto kogo wykrzykuje. No i każdy rodzaj fajerwerków symbolizował daną postać. Czerwone oznaczały Molly, zielone O (tak, jest tam postać o imieniu O), niebieskie Aikkę, żółte Jordana (pamiętam, że to ja krzyczałam "Jordan!" : D) No i wgl to akurat wtedy, w sylwestra, leciał ostatni odcinek. To chyba nie była premiera, tylko powtórka już, bo bardzo ambitnie komentowałam co się dzieje. Wtedy też, nazwałyśmy takie wielkie ptaszyska z 25 odcinka "Oskarki", od papugi tej mojej przyjaciółki. I ogólnie oczywiście, pamiętam, jak łaziłyśmy wtedy po domu i płakałyśmy - Boże, Jordan to taki bohater, on jest cudowny, najwspanialszy we wszechświecie, jaki on jest odważny!
Sądziłam, że skoro oglądam ten odcinek już... jakiś setny raz, i skoro pamiętam go praktycznie całkowicie, to mnie to nie wzruszy. A jednak, chyba jeszcze nigdy przy nim tak nie beczałam ;w;"""""""........